Sytuacja w Gruzji jak Majdan na Ukrainie? Szokujące słowa Ławrowa
W piątek parlament Gruzji przegłosował odrzucenie kontrowersyjnych przepisów, które wcześniej zatwierdził w pierwszym czytaniu. Efekt przyniosły masowe protesty społeczeństwa.
Chodzi o projekt w sprawie "agentów zagranicznych". Ustawa przewidywała, że organizacje otrzymujące ponad 20 proc. finansowania z zagranicznych źródeł będą musiały zarejestrować się jako "zagraniczni agenci". Inaczej groziłyby im wysokie grzywny. Przeciwnicy propozycji uważają, że przypomina swoim zakresem rosyjskie prawodawstwo z 2012 roku i mogłoby wprowadzić negatywne zmiany w obszarze społeczeństwa obywatelskiego.
Protesty i bójka w parlamencie
Od kilku dni na ulicach Tbilisi organizowano masowe protesty przeciw ustawie o "agentach zagranicznych". Jeszcze w lutym 60 redakcji i organizacji pozarządowych w Gruzji zapowiedziało, że nie zastosuje się do założeń projektu.
Natomiast podczas debaty w parlamencie doszło do kłótni, a następnie fizycznego starcia między przedstawicielami obozu rządzącego a opozycją. W tym samym czasie przed budynkiem parlamentu zgromadzili się demonstranci, którzy mieli ze sobą flagi Gruzji, Ukrainy, Unii Europejskiej i NATO.
"Siłowa próba zmiany władzy"
– To bardzo podobne do kijowskiego Majdanu. Nie ma wątpliwości, że ustawa w sprawie rejestracji organizacji pozarządowych, które otrzymają finansowanie spoza granic kraju w wysokości co najmniej 20 proc. budżetu, była tylko pretekstem do, mówiąc ogólnie, zmiany władzy siłą – skomentował sytuację w Gruzji szef resortu spraw zagranicznych Rosji.
Jak przekazał w piątek portal rp.pl, Siergiej Ławrow zarzucił Zachodowi, że przychylnie patrzy na protesty opozycji w Gruzji, a jednocześnie demonstracje antyrządowe w Mołdawii są potępiane. Jego zdaniem, opozycja w Gruzji odpowiada zachodnim interesom, a opozycja w Mołdawii przedstawia inne interesy (mołdawska opozycja jest prorosyjska – przy. red.). – Chodzi o to, aby stworzyć punkt zapalny na granicy Rosji – ocenił.